Ostatnia rzecz włożona do torby, ostatnia książka wzięta z półki i schowana do kartonowego pudła. Spojrzałam na opustoszały pokój i na kartony oraz torby położone na ziemi. Trudno po latach opuszczać ten dom. Sprawdziłam jeszcze raz czy na pewno wszystko spakowałam. Upewniona usiadłam na łóżku tępo patrząc w ścianę. Niall'a jeszcze nie ma, więc mam trochę czasu na przemyślenia. Moje myśli powędrowały do pytania które cały dzień sobie zadawałam. Czy naprawdę dobrze robię wyjeżdżając? Nie chcę zostawiać buni samej, boję się, że sama sobie nie poradzi. Ale przecież tyle lat mieszkała sama i wszystko było dobrze. Ale czy to naprawdę dobry pomysł? Czy poradzę sobie sama w nowym mieszkaniu, w Seattle? Z jednej strony wyjazd wydaje mi się bardzo dobrym pomysłem, taką odskocznią od szarej rzeczywistości, która mnie otaczała, ale z drugiej mam przeczucia, że przeprowadzka pociągnie za sobą wiele kłopotów. Ale może to właśnie czas żeby ruszyć z życiem na przód? Może w końcu ułożysz sobie jakoś życie, poznasz kogoś miłego? Zaczęłam się śmiać z własnej głupoty. Nie wierzyłam we własne szczęście i w to, że poznam kogoś z kim będę mogła być. To raczej niemożliwe. Westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno. Myślałam że łatwo będzie mi wyjechać, a jednak tak trudno zostawić miejsce z którym ma się tyle wspomnień. Nie wszystkie są dobre no, ale cóż... Kiedy byłam młodsza ktoś powiedział mi że jeśli jeszcze szczęście do mnie nie przyszło, znaczy że idzie małymi kroczkami bo jest bardzo duże. Tą osobą była kobieta, która mnie urodziła, moja kochana mama. Uśmiechnęłam się wspominając tą chwilę. Może miała racje? Może wreszcie przyszedł czas na moje szczęście... Poczułam że ogarnia mnie wielka nadzieja. Nadzieje na lepszą przyszłość, nadzieja na lepsze jutro. Czasem dziwiło mnie to jak łatwo mój humor ulega zmianie. Z melancholii przechodzi w radość i nadzieję, a następnie w smutek. Nie ważne, zobaczymy jak wszystko się potoczy. Może jednak nie będzie tak źle.
Wstałam z łóżka nie chcąc się dłużej zadręczać i stwierdziłam że zacznę znosić rzeczy. Gdy zmęczona skończyłam, zauważyłam że *transporter dla Rose jest pusty. Nie tylko nie to...
-Babciu widziałaś może gdzieś mojego kotka?-zapytałam wchodząc do salonu, szukając jej we wszystkich możliwych miejscach.
-Kochanie, a sprawdziłaś u mnie w sypialni na łóżku? Wiesz, że Rose lubi tam przesiadywać-Bunia uśmiechnęła się i wróciła do czytania książki.
- Dziękuję...-powiedziałam wychodząc z pokoju i biegnąc na górę. Muszę ją znaleźć zanim Niall będzie. Otworzyłam cicho drzwi, aby nie wystraszyć kotki i weszłam do pokoju. Babcia jak zwykle miała rację. Zwinięte rude zwierzątko spało na łóżku mojej babci i cicho pomrukiwało. Uśmiechnęłam się i wzięłam Rose na ręce, budząc ją przez co rozdrażniona zaczęła miauczeć. Zeszłam na dół i włożyłam ją do transportera. Weszłam do salonu i usiadłam obok babci na kanapie przytulając się do niej.
-Będę za tobą tęsknić, buniu. Nie wiem kto mi będzie takie dobre obiady gotował.-uśmiechnęłam się patrząc na moją opiekunkę i poczułam że w moich oczach zaczynając się zbierać łzy.
-Dasz sobie radę, kochanie wierzę w ciebie-powiedziała jak zwykle optymistycznie babcia i pocałowała mnie w czoło.
-Na pewno sobie poradzisz?-Naprawdę martwię się o babcię i nie chce jej zostawiać samej. Widzę jak staruszka kiwa potakująco głową i się uśmiecha.-Będę za tobą strasznie tęsknić... -uśmiechnęłam się smutno, a po moich policzka poleciały pierwsze łzy.
-Ja za tobą też, ale proszę nie płacz Lexi. To naprawdę duża szansa dla ciebie dlatego proszę uśmiechnij się kochana.-Babcia wytarła łzy z moich policzków i mnie mocno przytuliła-Też będę za tobą tęsknić...
Usłyszałam dzwonek do drzwi i wstałam z kanapy idąc otworzyć Niall'owi.
-Hej-uśmiecham się wpuszczając blondyna i mocno go przytulając.-Dziękuję, że będziesz mi pomagać.
-Spoko, nie ma sprawy.-Odwzajemnił mój uścisk śmiejąc się.-To jak, co mogę już spakować?
Pokazuję chłopakowi kartony i torby, które po chwili zaczyna pakować. Szybko się ubieram i idę pomóc chłopakowi. Po kilku minutach, wszystko znajduje się w jego samochodzie, więc idę ostatecznie pożegnać się z babcią. Wchodzę do domu, babcia podchodzi do mnie i całuje mnie w policzek.
-Wszystko masz kochanie?-pyta uśmiechając się.-Jak już wszystko sobie załatwisz to pamiętaj o mnie i przyjedź czasem.
-Tak mam wszystko. Obiecuje babciu że niedługo przyjadę.-Uśmiecham się i wiem, że zaraz znowu się popłaczę, przytulam kolejny raz bunię i wsiadam do samochodu ścierając łzy z policzka. Niall odpala samochód i wyjeżdżamy.
-Ej wszystko gra?-Niall jak zwykle się o mnie martwi. Uśmiecham się i kiwam głową, nie mogąc nic powiedzieć. Łapie mnie za rękę i ściska ją delikatnie, uśmiechając się.-Lex wszystko będzie dobrze, babcia da sobie radę sama.
-Tak wiem...-wzdycham i sprawdzam czy wzięłam kluczę do mieszkania. Przez resztę drogi Niall wypytywał mnie o mieszkanie, jak ono wygląda i czy mi się podoba. Cały czas odwracał moją uwagę od smutnych myśli za co byłam mu strasznie wdzięczna. Uwielbiałam to, że jest taki bezinteresowny i zawsze potrafi mnie pocieszyć.
Gdy podjechaliśmy kamienicę Niall pomógł mi wnieść moje walizki i pudła.
-Ładnie mieszkanie-uśmiecha się wnosząc ostatni karton i kładąc go na ziemi.-Poradzisz już sobie, czy mam Ci jeszcze w czymś pomóc?
-Nie dam sobie radę sama. W ogóle dzięki jeszcze raz za pomoc przy przeprowadzce.-odwzajemniłam uśmiech i przytulam go mocno.
-Nie ma sprawy mała.-śmieje się.-Dobra to ja będę się zbierał, zobaczymy się jutro Lex.
Odprowadzam do do drzwi i zamykam je przekręcając zamek. Uśmiecham się i rozglądam się po mieszkaniu nie wierząc, że jest ono tylko moje. Idę do pokoju i zaczynam rozpakowywać i układać swoje ubrania następnie zabierając się za resztę rzeczy. Gdy kończę postanawiam się przejść po okolicy i wstąpić na małe zakupy. Mam jeszcze trochę swoich oszczędności, ale powinnam sobie znaleźć w końcu pracę. Przecież muszę jakoś opłacić mieszkanie i za coś kupować jedzenie. W przyszłym tygodniu muszę się rozejrzeć. Nie myśląc nad tym dłużej wzięłam torebkę i wychodząc z mieszkania zamykając je na klucz. Jest dopiero 16:00 więc jest dość jasno. Wychodzę z kamienicy i kieruję się w stronę centrum. Niedaleko mieszkania znajduje się całkiem fajna kawiarnia City Grind Espresso. Mogłabym pójść i iść zapytać się czy nie potrzebują kogoś do pracy. Wstąpiłam do najbliższego sklepu i kupiłam najpotrzebniejsze zakupy na kilka najbliższych dni. Zaczęło się ściemniać, więc postanowiłam wrócić do domu, aby się później nie zgubić. Niosąc ciężkie siatki, powoli szłam rozmyślając o wszystkim. Jutro było kolejne spotkanie naszej paczki. Ciekawe czy będzie na nim Harry? Ciekawe czy nadal będzie się zachowywał tak milutko? Uśmiecham się do siebie kręcąc z rezygnacją głową. Muszę przestać o nim myśleć, to się źle skończy jeśli... Nie, nawet nie mogę myśleć o tym że mógłby mi się spodobać. Jest strasznym dupkiem.
Pochłonięta swoimi myślami wchodzę po schodach nie zwracając na nic uwagi. Gdy jestem już obok swoich drzwi nie patrząc gdzie idę wpadam na kogoś i wypuszczam siatki z rąk przez co wszystko się rozsypuje.
-O mamo, przepraszam... -mówię zaczynając zbierać zakupy.-Powinnam patrzeć jak chodzę.
Uśmiecham się przepraszająco i widzę jak osoba na którą wpadłam pomaga mi zbierać rzeczy. Gdy wszystko schowaliśmy już do siatek miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Był strasznie wysoki, miał blond włosy, i ładnie niebieskie oczy. Chłopak uśmiechnął się, a ja zawstydzona odwróciłam wzrok.
-Naprawdę nic się nie stało... Też powinienem był uważać.-powiedział nadal się uśmiechając i podał mi rękę -A tak w ogóle jestem Jack.
-Lexi, miło mi.-uśmiechnęłam się podając mu dłoń i potrząsając nią.
-Mieszkasz tu?-spytał zaciekawiony, wkładając ręce w kieszenie.
-Tak, wprowadziłam się tu dzisiaj...-Nie wiedzieć, czemu Jack strasznie mnie onieśmielał, spuściłam wzrok na swoje buty, które nagle stały się bardzo interesujące.
-To fajnie, ja mieszkam trochę wyżej.-powiedział wskazując głową schody.-Naprawdę miło było Cię poznać, ale muszę iść. Mam nadzieję że kiedyś jeszcze się spotkamy.-powiedział przeczesując włosy i słodko się uśmiechając, po czym puścił do mnie oczko i zaczął schodzić po schodach.
Uśmiechnięta poszłam otworzyć drzwi. Jack wydaje mi się bardzo sympatyczny. Cieszę się że jest moim sąsiadem. Poszłam do kuchni zanosząc zakupy i je rozpakowując. Poszłam się przebrać w dresy i włączyłam muzykę po czym zaczęłam robić kolację. Cały czas w moich myślach był nowo poznany Jack. Bynajmniej już nie myślę o Harry'm... No i znowu się zaczyna westchnęłam próbując wyrzucić tę myśl z głowy. Zrezygnowana poszłam z talerzem kanapek do salonu i usiadłam na kanapie włączając telewizor i pozwalając moim myślą płynąć swobodnie. Mimowolnie zaczęłam porównywać Jack'a i Harry'ego. Nie wiem w sumie dlaczego, ale byłam bardziej onieśmielona towarzystwem tego pierwszego, ale przecież to Harry wyglądał o wiele groźniej i był chamski. Czasem sama siebie nie rozumiem. Po zjedzonym posiłku posprzątałam w kuchni i udałam się do swojego pokoju. Wzięłam mój pamiętnik do ręki i usiadłam na parapecie patrząc na piękną panoramę Seattle. To miasto tak pięknie wygląda nocą... Uśmiechnęłam się patrząc na oświetlone miasto i wreszcie poczułam się szczęśliwa. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam pisać.
Drogi Pamiętniku.
Wreszcie jestem już po przeprowadzce. Mieszkanie jest naprawdę śliczne. Mieszkam w centrum Seattle więc wszędzie mam blisko. A widoki z mojego okna są niesamowite, szczególnie teraz nocą. Nigdy nie sądziłam że to miasto jest tak piękne o tej porze. Niestety teraz będę musiała sobie znaleźć pracę, mam już upatrzoną kawiarnię, kilka minut drogi. Poznałam dzisiaj także mojego nowego sąsiada Jack'a. Wydaje mi się być naprawdę miły, a do tego jest strasznie przystojny... Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy i będziemy mieli okazję pogadać dłużej. Jutro idę na spotkanie naszej paczki. Nie chcę żeby Harry tam był. Przez niego o mało co nie zostałam...
Przestałam na chwilę pisać czując że po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nienawidziłam się za to, że tak łatwo zaczynam płakać, ale to co się stało kilka dni temu nadal mnie przerażało. Nie chciałam nigdy znaleźć się w takiej sytuacji, ale stało się inaczej. A to wszystko przez tego dupka... Gdyby nie on, było by wszystko w porządku. Eh... powinnam naprawdę przestać o nim myśleć. Otarłam mokre policzki i wróciłam do pisania.
...zgwałcona przez jakiegoś obleśnego, który chciał się na mnie zemścić za coś, nawet nie wiem o co chodziło i dlatego chciał się zemścić, ale wątpię żebym, że chcę to wiedzieć. Dzisiaj za dużo o nim myślę, nawet nie wiem dlaczego. To jest jakaś paranoja po prostu.. Ale może on nie jest jednak taki zły? Może... może jednak jest inny? Nawet nie wiem co o nim sądzić. Z jednej strony cholernie mnie zabolały jego słowa, ale może powiedział tak tylko żeby tamten chłopak, dał mi spokój? Nie potrzebnie go bronie. Zobaczymy z biegiem czasu jaki będzie. Naprawdę nie chciałabym go traktować jak wroga, ale może dobrym wyjściem byłoby ignorowanie go? Wtedy bym zobaczyła czy chciałby ze mną gadać... Ale koniec myślenia o nim. Wreszcie jestem szczęśliwa i nie zamierzam tego psuć. Zobaczmy jak się jutro wszystko potoczy i czy w ogóle będzie na spotkaniu.
Odłożyłam zeszyt na szafkę nocną i napisałam do Julli, aby upewnić się o której ma do mnie przyjść jutro. Po chwili dostałam sms'a z odpowiedzią, że będzie o 14:00 więc będziemy miały trochę czasu aby pogadać. Uśmiechnęłam się i położyłam się w łóżku, po chwili zasypiając.
____________________________________________________________________
Przepraszam za nie dodanie rozdziału, ale niestety wracałam z ferii, przez co nie miałam dostępu do internetu xx.